Gdzieś w kruchcie kościoła
Samotnie w półcieniach
Tam kościół nie patrzy
Nie widzi cierpienia
Gdzie światło nie świeci
Gdzieś w mroku odmętach
Ja z duszą pękniętą
Osoba zniknięta
Organów w tle dźwięki
Homilia kapłana
Modlitwy kadzidła
Ja w kącie schowana
Odarta z godności
Bez twarzy imienia
Zraniona w Kościele
Utkana z cierpienia
Mistyka liturgii
Duch Domu Bożego
Nie jestem bezpieczna
Nie pytasz dlaczego
Urzędnik kościoła
Mą godność ma za nic
W strukturze swej władzy
Mnie krzywdzi i rani
Modlitwy wygłasza
Ton piękny dobiera
Baranka unosi
Ma dusza umiera
Bezpieczny i wolny
wciąż na piedestale
A ja niewidzialna
Nie liczę się wcale
Chcę być w tym kościele
Chcę być blisko Pana
Chcę czuć się bezpiecznie
Nie bać się kapłana
Niestety mnie nie ma
Choć w kruchcie wciąż jestem
Skrzywdzona wyklęta
Słowem czynem gestem
Księża głusi ślepi
w układach splątani
W pałacach biskupich
Nie przestają ranić
Schowani za biurkiem
Z pozoru udają
Z Jezusem na ustach
Znów ciszą karają
Bezradna w niemocy
Wciąż ufam i wierzę
Kościół nas nie widzi
Ty Jezu dostrzeżesz