Ofiary są owcami, które nie zagubiły się same


Nazywam się Tadeusz i jestem ofiarą przestępstwa wykorzystania seksualnego, którego dopuścił się na mojej osobie ksiądz katolicki.

To doświadczenie od 30 lat wywiera ogromny wpływ na moje życie psychiczne, duchowe, na relacje rodzinne i zawodowe.

Najważniejszy okres mojego dorastania to straty, których już nigdy się nie nadrobi. Ledwo skończona szkoła średnia i przerwane studia. Przez 25 lat żyłem w notorycznym upojeniu alkoholem lub narkotykami i z nieuporządkowanymi relacjami z kobietami.

Od 20 lat jestem w Kościele, wróciłem. Tak, właśnie do tego Kościoła. Odnalazłem swoje miejsce we wspólnocie neokatechumenalnej, do której zaprosiła mnie moja koleżanka ze studiów. Ta przestrzeń, którą dał mi Bóg w tej wspólnocie z braćmi o przeróżnym doświadczeniu, było i jest miejscem, w którym to Bóg przez swoje Słowo, przez sakramenty, ale również poprzez tych tak różnych braci, przybliżył mnie do siebie, leczył moje rany, pociesza i pokrzepia. Uzdalnia mnie do miłości względem siebie i drugiego człowieka, pozwala zobaczyć życie w innym świetle. Sześć lat temu spotkałem się z księdzem, który mnie skrzywdził i zaniosłem mu moje przebaczenie, takich rzeczy nie robi się własnymi siłami. To przebaczenie było przełomem w moim życiu, w drodze do akceptacji siebie i swojego życia. Stałem się lżejszy, wolny od złości, zaczęło mnie opuszczać poczucie przegranego życia. I choć nadal  zmagam się z konsekwencjami, moje życie zaczęło odzyskiwać sens i  wypełniać się nowymi barwami, wolnymi od nienawiści wobec tego, który mnie skrzywdził i wobec Kościoła.

Dzięki temu, że zaryzykowałem i wróciłem do Kościoła, Bóg uzdolnił mnie do małżeństwa. Dziś jestem mężem i ojcem kilkorga dzieci.

Od 5 lat jestem trzeźwym narkomanem i alkoholikiem. Zdawałoby się, że wszystko powinno stawać się prostszym, i w zasadzie takie jest, tylko na trzeźwo przerabia się to wszystko na nowo, bo widzi się to w rzeczywistym świetle. Dziś więc, aby móc funkcjonować, jestem pod stałym wsparciem terapeutycznym i farmakologicznym.

Nie możecie zobaczyć mojej twarzy i mój głos jest zniekształcony, więc wydać się może, że jestem kimś nieprawdziwym, nierealnym, bo nie można zidentyfikować mojej osoby… Niektórzy mogą powiedzieć, że jestem podstawiony… Ta forma przekazu jest spowodowana ochroną mojej rodziny i mojej osoby. To, że forma mojego przekazu jest taka, jest również spowodowana tym, że tak zarówno w społeczeństwie, jak i w Kościele, ale także pośród katolików i księży Kościoła katolickiego, osoby wykorzystane seksualnie przez duchownych są wciąż traktowane jak trędowate, jako coś bardzo niewygodnego. Tak też więc wygląda moje życie: wyizolowane, za zasłoną, jakby nierealne.

Każdy z Was może postawić los swój i swojej rodziny w miejsce mojej osoby, do czego zapraszam. To pozwoli choć trochę poczuć i zrozumieć, jak wygląda życie osoby pokrzywdzonej.

Niektórzy psychologowie bagatelizują złożoność traumy, z którą żyją ofiary, które doświadczyły podeptania godności, rozszarpania emocji i uczuć. Wielu księży nie potrafi zrozumieć, że dusza ofiar wykorzystania seksualnego jest rozszarpana i nie potrafią zejść w głąb tej rany. A gdy mówimy prawdę i gdy wołamy o pomoc, to jesteśmy traktowani jak wrogowie Kościoła.

Ten grzech i to przestępstwo zadało jedną z najgłębszych ran, które może doświadczyć człowiek w swojej psycho-duchowej strukturze, dlatego pomoc ofierze musi być wielopłaszczyznowa. Według mnie sama psychoterapia nie wystarczy. Potrzebna jest również pomoc duchowa, a najlepiej jedna i druga jednocześnie, pewnie ze wsparciem psychiatry. Jedno bez drugiego nie funkcjonuje, tego nie da się rozłączyć i w nowoczesny sposób naprawić. To jest bardzo złożone, trudne i w zasadzie bez Boga niemożliwe. Nie jesteśmy maszynami…

Wiele ofiar, pewnie w większości, jest poza Kościołem, bez pomocy, w samotności, w nienawiści, w oddaleniu od Sakramentów, bo nie są w stanie wejść do świątyni i rozmawiać z księdzem, bo jest On „wyzwalaczem”. Okradziono nas z najcenniejszego i najbezpieczniejszego miejsca, do którego wprowadzili nas nasi rodzice przez chrzest i Komunię Świętą. To powinno być dla wiernych Chrystusowi przerażające, a dla odpowiedzialnych za to–krzykiem w sumieniu, który nie pozwala zasnąć.

Przedstawiciel Kościoła i Chrystusa na ziemi, odebrał nam to co najcenniejsze –sens życia i miejsce, w którym mogliśmy wzrastać i w sakramentach i Słowie Bożym spotkać Żywego Boga. To jest ogromna rana duchowa zadana ofierze, ale to jest rana wymierzona także w sam Kościół.

Ptaki mają gniazda, a lisy mają nory… ale ofiary przestępstw seksualnych osób duchownych nie mają swojego miejsca w Kościele, w którym mogłyby się czuć bezpiecznie… Jeśli w ogóle chciałyby doń wrócić.

Jesteśmy niczyi, jesteśmy porzuceni, jak Owce bez Pasterza! Ciągle się nam nie ufa, ciągle słychać: „Za kogo ty się masz?”, „Tobie zależy tylko na pieniądzach”, a tu potrzeba realnej wieloletniej pomocy finansowej, by podnieść się ze zdruzgotanego życia.

Ofiary są owcami, które nie zagubiły się same. My jesteśmy Owcami, które zostały zgubione i to nie tylko przez osobę duchowną, która dopuściła się tego przestępstwa. My jesteśmy zgubieni i odrzuceni przez większość społeczności kleru i wiernych Kościoła katolickiego w Polsce. Żyjemy w samotności, w depresjach, bez sensu życia, z nieuleczalną raną psychiczno-duchową. Leżymy w tym rowie pobici, Lewita i Kapłan przechodzą i nie zatrzymują się. Kościele Polski, bądź tym, który nie przejdzie obojętny, ale odnajdzie Owcę, którą stracił i podniesie z pobitego z rowu cierpienia i opatrzy rany tą Miłością, do której powołał nas Pan Jezus Chrystus.

Data wpisu: 2022-02-12