Sprawiedliwość, później miłosierdzie   


Z dnia na dzień coraz bardziej czuję, że jak najszybciej powinnam powiedzieć: „Zostałam skrzywdzona”. Muszę to zrobić, żeby nie zadusić się pod ciężarem jego grzechu. Przecież już zaczęłam odsuwać się od Boga; mówić, że gdyby istniał, nie pozwoliłby na tak wielką krzywdę. Przepełnia mnie straszny żal i smutek.

Aż wreszcie nadchodzi jeden z czerwcowych piątków. Postanawiam, że dziś zdradzę moją tajemnicę. Decyduję, że pierwszą osobą, która się o tym dowie, będzie mój wujek. Wcześniej długo się zastanawiam, kogo wybrać. Chcę, żeby był to ktoś, kto mnie zrozumie i będzie w stanie mi pomóc. Chcę, żeby była to osoba zaufana. Mam nadzieję, że wujek spojrzy na to z właściwej perspektywy. Kiedy już jestem o krok od wyznania, nie wiem, od czego zacząć. Najpierw pokazuję SMS-y, które zachowałam. I nagle nie muszę już nic mówić, wszystko staje się jasne. Po policzkach spływają mi łzy. Mój wujek mówi: „Byłaś molestowana”. Kręcę głową. Chyba nie wiem do końca, co znaczą te słowa. Po chwili wujek dodaje, że trzeba porozmawiać o tym z rodzicami. Jestem roztrzęsiona. Klamka zapadła. Nie ma już odwrotu. Bardzo płaczę, nie mogę się uspokoić. Słyszę jeszcze, że już nikt mnie nie skrzywdzi.

Jedziemy razem do domu. Teraz pokazuję wiadomości rodzicom. Ich reakcja na początku jest… nijaka. Jak po obejrzeniu niezrozumiałego filmu. Chyba ich to przerasta. Po chwili wujek im wyjaśnia, co zaszło. Potem padają bolesne słowa. Wierzą, ale to ponad ich wyobrażenia. Dlaczego ja? Dlaczego mówię dopiero teraz? Jak to było możliwe?

Następnego ranka tata jedzie na plebanię, każe mu się wynosić. On obiecuje pojechać do biskupa i przyznać się. I to jest jedyna łaska, jaka na nas teraz spływa.

Nad naszym domem gromadzą się czarne chmury. Każdego dnia jest gorzej. Plotki. Brak zrozumienia. Moja nienawiść do wszystkich wokół.

Szepty za moimi plecami. Pytania wymierzane jak ciosy. Że moja wina, że może jestem w ciąży. Coś o pieniądzach, coś o wspólnocie, do której należy moja rodzina. Czuję się w tym wszystkim samotna, zostawiona sama sobie. Dobieram maski. Nie chcę się odsłonić, zdradzić ani miną, ani gestem, ani słowem.

Nic nie boli bardziej niż równanie złożone z wykorzystywania seksualnego, które dokonało się na twoim ciele, oraz z ludzkiej podłości i ciekawości. Jestem bezsilna w obronie samej siebie. Z nikim nie mogę się dogadać, niemal przed wszystkimi musz się ukrywać. A sądziłam, że wraz z moją decyzją wszystko się zakończy. Zakończył się jeden dramat – a zaczęły kolejne.

Widzę go jeszcze dwukrotnie.

Pierwsze spotkanie. Chcę sama tam pojechać i wykrzyczeć mu to, co o nim myślę. Ale idziemy razem: tata i ja.

Gdy go widzimy, słyszy, że jest pedofilem. Mówię, że nie może być księdzem, że jeżeli nie porzuci kapłaństwa, sprawa trafi do prokuratury. Odpowiada, że odejdzie, i ponownie obiecuje jechać do kurii.

Drugie spotkanie. Jedyne moje słowa, jakie zapamiętałam, brzmią: „Od prawdy nie uciekniesz. Niezależnie jak daleko będziesz biegł”. A on prosi mnie o okazanie łaski miłosierdzia.

Jednak najpierw sprawiedliwość, później miłosierdzie – to słowa papieża Benedykta XVI. Chcę się nimi kierować.

Anna Zamojska

/Fragment książki Anny Zamojskiej ‘Nigdy więcej’, Insignis 2019, zamieszczony za zgodą Autorki i Wydawnictwa. Tytuł pochodzi od redakcji/
Data wpisu: 2020-03-16