Milcząca obecność św. Józefa w inicjatywie na rzecz pokrzywdzonych


Bóg, który obdarzył mnie darem wiary, wiedział, że potrzebowałam konkretnej osoby, aby przetrwać. Znalazł rozwiązanie – dał świętą, bardzo konkretną, chodzącą twardo po ziemi… To św. Teresa. Jej pisma dały mi bardzo dużo duchowego pokarmu i wskazań. Bez ckliwych słów. W pewnym momencie św. Teresa wskazała na św. Józefa jako świętego od każdej sprawy, na którym zawsze można polegać. Piękne jest to, że święci nie zatrzymują na sobie. W ten sposób odkryłam dla siebie św. Józefa. Ten święty stał się dużą pomocą, przede wszystkim, gdy wspomnienia przygniotły mnie całym swoim ciężarem. Zaskakujące, ale mogłam liczyć na tego właśnie świętego. Może dla niektórych to brzmi nawet śmiesznie, ale wtedy naprawdę brakowało osób, na które mogłam liczyć. Od jednej z nich, której odważyłam się powiedzieć o doznanej krzywdzie, usłyszałam wprost, że kłamię. Więc łatwiej było na nowo zamilknąć. Przez kolejne lata ciszy cały czas był jednak obecny ziemski ojciec Jezusa…

Święty Józef uczy szacunku do woli Bożej realizowanej przez drugiego człowieka i wspierania go w jego powołaniu. Potwierdzeniem jest jego postawa wobec poślubionej małżonki – Miriam. Józef znalazł się w niezrozumiałej dla siebie sytuacji. Był nią kompletnie zaskoczony. Postanowił na swój sposób uchronić Miriam i nienarodzone dziecko przed ukamienowaniem. Kierował się miłością. Bóg uszanował wolę Józefa, jak czyni w przypadku każdego człowieka. We śnie Józef dowiedział się, co mógłby uczynić i po przebudzeniu zdecydował się na zrealizowanie planu Boga. Józef stopniowo odkrywał swoje powołanie jako męża dla Miriam oraz ojca dla Jezusa. Znamienne są dla mnie słowa ks. Tomáša Halíka: „Boża nieskończoność może się odzwierciedlić jedynie w nieskończonej różnorodności ludzkiego świata. Każdy z tych Bożych portretów jest całkiem innym – ale każdy jest sygnowany przez Autora, każdy jest autentyczny, każdy jest prawdziwy! Na ile zachowamy wdrukowaną i złożoną w nas przez Boga oryginalność – nie stając się kopią innych, falsyfikatem – na tyle każdy z nas poprzez swą niezamienialną wyjątkowość mówi coś nowego i prawdziwego o Bogu i Jego niewyczerpanej tajemnicy”.  Józef znalazł się w konkretnej historii nakreślonej w drzewie genealogicznym w Ewangelii wg św. Mateusza. Przyjął w całości tożsamość zawartą w dziedzictwie tej historii i odważył się świadomie kształtować jej ciąg dalszy. To, czego się podjął, jest dla wielu godne podziwu. Dla niego zapewne było to zwyczajne wypełnienie powołania mężczyzny, męża i ojca niejako we wnętrzu historii Boga z „domem Dawida”.

Ta zwyczajna oczywistość widoczna w postawie św. Józefa daje nadzieję człowiekowi stawiającemu czoła mrokom i niepewności, które wynikają z jego trudnej historii; daje nadzieję, że może się w niej odnaleźć dzięki wierze i miłości. Dla niektórych może to brzmieć naiwnie i nie mieć jakiegokolwiek praktycznego znaczenia. Jednak dla wielu świętych oraz dla wielu obecnie żyjących wierzących, św. Józef stał się bardzo ważnym punktem odniesienia – wspomożycielem i orędownikiem przed Bogiem.

Osobiście bardzo się ucieszyłam, gdy usłyszałam, że przy episkopacie powstaje Fundacja pod patronatem św. Józefa. Jestem świadoma, że to początki. Nie proszono mnie o napisanie tego tekstu. Chęć napisania go zrodziła się, gdy spotkałam się z negatywnym nastawieniem kapłanów z mojego środowiska. Podobne głosy dochodzą również od znajomych, którzy posiadają wiedzę o opiniach znajomych księży o dopiero co powstałej instytucji. Jak ma ona przetrwać, jeżeli więcej będzie tych, którzy okazują niechęć i niezrozumienie tej inicjatywy? Jak ma się rozwinąć, jeżeli biskupi nie podejmą wysiłku, aby w jasny sposób wyjaśnić kapłanom, dlaczego powołano Fundację? Może sami nie do końca rozumieją intencje powstania Fundacji św. Józefa? Skoro jednak jest to dzieło powołane przez polskich biskupów, powinni oni postarać o to, by przynajmniej na piśmie dotrzeć do swoich księży w parafiach i przekazać im tę wiedzę.

Gdy pierwszy raz usłyszałam negatywne wypowiedzi o Fundacji, zwątpiłam, że coś z tego będzie. Choć wcześniej informacje o jej powstaniu wzbudziły we mnie iskierkę nadziei. Tak, Fundacja dała mi nadzieję, że w pewnym momencie stanie się konkretnym narzędziem pomocy osobom skrzywdzonym. Chodzi o faktyczną pomoc w realizacji diecezjalnych przedsięwzięć na rzecz osób pokrzywdzonych przemocą seksualną w ramach pracy z dziećmi i młodzieżą w Kościele katolickim. To jedno z możliwych przedsięwzięć wskazanych przez statut Fundacji. Pełny tekst został zamieszczony na stronach Fundacji Świętego Józefa (fsj.org.pl). Każdy może poświęcić czas i wykazać się na odrobiną cierpliwości, aby się z nim zapoznać. Zachęcam do tego zwłaszcza księży! Jeżeli zdobędą się na odwagę zapoznania się z tym tekstem, zapewne odkryją, że Fundacja nie zbiera pieniędzy na cele odszkodowań. Może to sprawi, że inaczej na nas spojrzą…

Od przyznawania odszkodowań są sądy. Z tej drogi skorzystała już niejedna osoba i – co ważne – miała do tego prawo. Podobnie jak każdy obywatel, który wchodzi na drogę prawną w konkretnej, ważnej dla siebie sprawie.

W tym ciągłym zamieszaniu dotyczącym nas – osób skrzywdzonych – powoli wyłania się konkret. Powoli powiększa się grupa ludzi, do których dociera, jakie działania może wspomóc ta nowopowstała struktura. Chodzi o działania, które mogą nam pomóc. Od tych, którzy krzyczą i wypisują nienawistne komentarze, pomocy się nie spodziewamy. Od obojętnych też nie.

Dla mnie Fundacja Świętego Józefa to konkret. Oczywiście jestem i będę czujna. To, że wróciłam do Kościoła i po omacku w nim funkcjonuję, nie oznacza, że straciłam moją oryginalność, którą obdarzył mnie Bóg. Tę autentyczność, którą zabrał mi sprawca, zmuszając do nałożenia maski przetrwania. Dlatego, potrafię cieszyć się z działań przedstawicieli Kościoła, a zarazem – z pomocą św. Józefa – bronię wolności myśli, słów i podjętych decyzji. Z pomocą św. Józefa, powoli wyrywam się z ramion sprawcy.

/Tekst przesłany do Biura Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży/
Data wpisu: 2021-03-19