Bóg pozwala krzyczeć pokrzywdzonym – ks. Piotr Studnicki


Homilia ks. Piotra Studnickiego wygłoszona w Sanktuarium Św. Jana Pawła II w Krakowie w niedzielę 21 czerwca 2020 r. podczas Mszy św., która poprzedziła Modlitwę za Zranionych. Spotkanie modlitewne już po raz piąty odbyło się z inicjatywy grupy katolików świeckich z Krakowa.

XII Niedziela zwykła A

Jr 20,10-13
Ps 69(68), 8-10.14.17 i 33.34-35
Rz 5,12-15
Mt 10,26-33

  1. Wielu ze zgromadzonych tutaj, a także innych osób na różne sposoby zranionych w Kościele, może się odnaleźć w dramatycznych doświadczeniach proroka Jeremiasza oraz Psalmisty.

Jeremiasz jest zniewolony, przebywa w więzieniu, jest odrzucony przez swój naród, tak przez zwykłych ludzi, jak i przedstawicieli władzy religijnej. Jakby tego było mało, jest też napiętnowany oszczerstwem, czyli skrzywdzony niesprawiedliwą opinią, jaką inni wyrażają na jego temat.

Nie wiemy, jaką dokładnie sytuację przeżywa Psalmista, ale również on czuje się wyizolowany ze wspólnoty, wyobcowany szczególnie przez swoich najbliższych. Również na niego spadają obelgi, jest przygnieciony urąganiami, głęboko zraniony krzywdzącą opinią.

Obaj przeżywają ból fizyczny, odczuwają ogromne cierpienie psychiczne oraz potężne wewnętrzne rozterki.

  1. Szczerość i otwartość, z jaką te bolesne konsekwencje różnego rodzaju przemocy są potraktowane przez autorów biblijnych są dla nas światłem. Bóg w swoim słowie nie ukrywa tych dramatycznych doświadczeń, nie przemilcza ich, nie wybiela ani nie koloryzuje… Bóg pozwala krzyczeć pokrzywdzonym, udziela im głosu na kartach Pisma Świętego. W tym ich krzyku możemy usłyszeć głos wielu, wielu osób niewinnych, skrzywdzonych przez nadużycia władzy i przemoc seksualną w całej historii ludzkości, w dziejach Ludu Bożego, a także we wczoraj i dziś wspólnoty Kościoła.

Więcej, Bóg wszystkie te bolesne głosy niewinnych, skrzywdzonych na różne sposoby, w jakimś sensie zbiera w swoim Jednorodzonym Synu, który stał się człowiekiem: w Jego dramatycznym losie niewinnego Baranka, nieprzyjętego i odrzuconego przez swoich, napiętnowanego, fałszywie oskarżonego, niesprawiedliwie skazanego, obnażonego i wreszcie zabitego.  Bóg w Nim zbiera i wyraża to całe cierpienie, w dramatycznym wołaniu-modlitwie Ukrzyżowanego: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15,34; Mt 27,46). W ten sposób Jezus utożsamia się z wszystkimi pokrzywdzonymi, bezbronnymi i najsłabszymi. W ten sposób na sobie potwierdza wiarygodność obietnicy, którą składa bardzo otwarcie: Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). I dlatego szukamy właśnie Jego, w tej wspólnocie chcemy patrzeć w Jego oblicze, umęczone i przemienione zmartwychwstaniem. I w Nim – w Jego ranach – szukamy uzdrowienia.

  1. Jezus dobrze wie, że takie bolesne doświadczenie skrzywdzenia przez różnego rodzaju przemoc ze strony drugiego człowieka rodzi potężny strach – strach przed ludźmi. Mówił otwarcie do swoich uczniów w ogrodzie Getsemani, że sam się boi. O strachu przed ludźmi mówi otwarcie także w dzisiejszej Ewangelii. Ten strach przed ludźmi jest destrukcyjny: on obezwładnia, paraliżuje, zniewala. Taki lęk nie pozwala zrobić tego, co słuszne i co powinno być zrobione. Taki strach nie pozwala mówić tego, co prawdziwe i co powinno być powiedziane.

Aby ten strach nie zwyciężył w naszych sercach i nie sparaliżował naszego życia i działania, Jezus aplikuje nam lekarstwo bojaźni Bożej.

Ta bojaźń nie ma nic wspólnego z lękiem niewolnika wobec swego Pana. Ona nigdy nie prowadzi do zniewolenia, nie powoduje paraliżu i nie skutkuje bezczynnością.

Bojaźń Boża jest jednym z darów Ducha Świętego, który jest Duchem prawdziwej miłości i wolności. Ona przejawia się w postawie głębokiej pokory stworzenia wobec Stwórcy: postawie człowieka, które zna swoje bardzo ograniczone siły, dlatego tym bardziej ufa swemu Odkupicielowi. Ona wyraża się w wewnętrznej postawie szczerego szacunku wobec Tego, który nas bezwarunkowo, bezgranicznie i nieodwołalnie kocha.

Boża bojaźń jest elementem składowym żywej wiary. Bez niej nasza wiara staje się pustym frazesem, a nasza religijność bezowocnym rytuałem.

Dzięki Bożej bojaźni, temu ożywiającemu nas od środka działaniu Ducha Świętego, my, słabi uczniowie Jezusa, jesteśmy zdolni do odwagi. Paradoksalnie, bojaźń Boga staje się w nas źródłem siły i męstwa. Gdy liczymy się z Bogiem, nabieramy właściwej miary w spojrzeniu na drugiego człowieka, także tego, który ma władzę, piastuje wysokie stanowisko.

To Duch Święty daje pewność, którą wyrażają słowa proroka Jeremiasza: „Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą” (Jr 20, 11). To Duch Święty daje jasność, którą ma Psalmista,  że Bóg w swojej wielkiej dobroci i zbawczej wierności – wysłuchuje wołania pokrzywdzonego (por. Ps 69 (68), 14). Wreszcie – o czym przypomina dzisiejsza Ewangelia – to Duch Święty jest zdolny odbudować w nas poczucie godności, przekonać nas od środka, że dla Boga każdy z nas jest ważny i bezcenny.

Ta wzbudzona przez Bożą bojaźń odwaga jest nam konieczna, abyśmy nie kalkulowali, co jest lepsze dla „dobra instytucji”, abyśmy nie rozumowali w kategoriach „poprawności politycznej” ani „korzyści medialnej”, ale abyśmy myśleli i działali według Ewangelii. A to oznacza pójście drogą prawdy, bo tylko prawda może nas wyzwolić i jest jedyną drogą oczyszczenia. Tylko poprzez stawanie w prawdzie, osobiste i wspólnotowe, publicznie przyznajemy się do Jezusa i w Nim odnajdujemy tych wszystkich, którzy są skrzywdzeni.

Data wpisu: 2020-06-22
Kategorie: Homilie, LITURGIA