STRONA GŁÓWNA / INFORMACJE / O Kościele i jego realnej przemianie

O Kościele i jego realnej przemianie


3 lata temu posiadałam plan na naprawę Kościoła, kapłanów. W myśleniu, że to plan po prostu idealny, który uwolni nas od zagrożenia przemocą seksualną utwierdzało mnie przeświadczenie, że posiadam stosowne rozwiązanie, gdyż jestem jedną z osób wykorzystanych seksualnie przez duchownego. Tylko, czy daje mi to prawo, aby zmieniać wszystko według własnego projektu?

Wraz ze zgłoszeniem do kurii, opisaniem tego, co mi zrobiono itp., odkrywam cały czas konsekwencje. Zamęt wywołany powrotem wspomnień, nadmiar emocji, których nadal nie ogarniam… Jednak na początku tej drogi w ogóle nie widziałam, że cokolwiek zostało już zrobione, za to w agresywny sposób reagowałam, by zrobiono to lub tamto. Aby wreszcie coś zaczęto robić! Tymczasem stopniowo dowiadywałam się coraz więcej. Także w mediach jest dziś więcej informacji i w miarę regularnie prezentują one, co się dzieje na rzecz rozwoju prewencji i na rzecz skrzywdzonych. W końcu zaczęło do mnie docierać, ile rzeczy zostało zrobione już wcześniej.

Gdyby nie wysiłek ludzi, nie byłoby np. delegatów, a tym samym osoba pokrzywdzona spotykałaby się z przypadkowymi urzędnikami kurialnymi. Bez delegata byłabym bezradna. Naprawdę, jego wsparcie jest dla mnie bezcenne. Czuję się bezpieczniej. To jeden z owoców pracy tych ludzi. Dzięki wsparciu delegata, mogłam np. spotkać się z biskupem. Oczywiście, delegat delegatowi nie jest równy (Osoby, które zostały skrzywdzone również przez osobę świecką w innym niż kościelne środowisku – a o tym dowiadywał się także delegat, który musiał to dalej zgłosić, nawet wbrew zgłaszającemu(cej) – mogły przeżywać tragedie). Ale warto uszanować pracę specjalistów, zauważyć wysiłki konkretnych ludzi. Jako skrzywdzeni otrzymujemy wsparcie w postaci opłaty terapii. Część otrzymuje odszkodowanie (zależy od sądu i postawy biskupa lub przełożonego zakonnego). Możemy skorzystać ze wsparcia duszpasterskiego (oczywiście, skorzystanie z niego zależy od naszej decyzji i od wiarygodności wyznaczonego kapłana). Jeśli biskup, przełożony zakonny, zaniedbał zajęcie się naszą krzywdą, mamy prawo zgłosić na niego skargę prosto do Stolicy Apostolskiej (sama skorzystałam, zgłaszając zaniedbania poprzedniego biskupa i został skazany ku memu wielkiemu zaskoczeniu). Mamy też wsparcie grup ludzi świeckich, którzy podejmują się modlitwy. Podobnie rzecz ma się z życzliwymi kapłanami. Zrozumiałe, że wdzięczne są osoby, dla których jest to ważne. Oczywiście, mogę też napisać litanię błędów, jakie są popełniane. Do tej litanii zapewne inni dopisaliby swoje konkretne żale i oczekiwania, swój krzyk dławiącego ich bólu! Mam jednak nadzieję, że w wyniku rotacji mianowania nowego pokolenia biskupów, nastąpią kolejne kroki i pozytywne zmiany.

Obym się nie pomyliła.

Co ze sprawcami?

Może zaskoczyć – a niektórych nawet oburzyć – że zapytam, co z pomocą dla sprawców. Czy rzeczywiście otrzymują stosowną pomoc, przynajmniej po to, by nikogo więcej nie skrzywdzili? Jak realizowana jest decyzja biskupa/przełożonego zakonnego względem delikwenta i czy biskup (przełożony zakonny) każe sprawcy podjąć terapię? Nie każdy sprawca ląduje przecież w więzieniu, bo może nie być podstaw prawnych, zwłaszcza w przypadku czynów na szkodę młodych powyżej 15 roku życia.

Sprawcy wykorzystania seksualnego potrzebują niezbędnej pomocy aby nikogo więcej nie skrzywdził. Terapia jest niezbędna, aby poznać samych siebie i aby dotarło do nich, że wyrządzili krzywdę, aby umieli ją nazwać. Samo uderzenie się w pierś i powiedzenie „przepraszam” na wiatr nie pomoże, nie wystarczą same rekolekcje. Potrzebne jest nazwanie dokonanego zła po imieniu! Tymczasem spora część księży sprawców wybiera drogę kłamstwa przed współbraćmi, których przekonują: jakaś nastolatka niesłusznie mnie oskarżyła. Takie plotki rozgłaszał też ten, co mnie skrzywdził (i te kłamstwa są żywe po dziś dzień), choć ani ja, ani inne dziewczynki nie byłyśmy nastolatkami, tylko dziećmi poniżej 15. roku życia. Niewiarygodne, ale udało mu się zmanipulować kolegów! Dlatego sama uparcie dzwoniłam i dopytywałam się, czy sprawca trzyma się decyzji biskupa, czy przypadkiem nie kombinuje… Muszę zaznaczyć, że ten sprawca potrafi nieźle manipulować, również dorosłymi. Poza tym nie uważa, że zrobił coś złego! Ale to sprawca preferencyjny – znikomy procent w całym społeczeństwie. Większość sprawców to niedojrzałe dorosłe „dzieci”, które potrzebują konkretnej pomocy terapeutycznej, a może nawet czegoś więcej. Tylko, ilu podejmuje terapię? Ilu jest przygotowanych, gdy wracają po wykonaniu pokuty bądź po wyjściu z więzienia? Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na pracę kuratorów, którzy zostali powołani w diecezjach i w sporej części zakonów. Ich praca jest naprawdę potrzebna! Oby przełożeni na to stanowisko, wybierali odpowiedzialnych ludzi. Należy pamiętać, że efekty ich pracy obejmują szersze pole działania.

Jeszcze jedno, nie myśli się o tym, że pomocy potrzebują też księża, którzy zostali fałszywie oskarżeni. Jest to zapewne niewielka ilość mężczyzn, których media publicznie zlinczowały, pod artykułami ukazało się wiele nienawistnych komentarzy. Artykuły, komentarze, które pozostają w Internecie, o czym głosiciele tzw. prawdy, zapominają. O odpowiedzialności za słowo.

Więc, czy można ich pominąć, nie zapytać, jak taki ksiądz ma pełnić posługę, jeżeli w oczach ludzi zawsze może pojawić się lęk o dzieci, młodzież, o niepełnosprawnych…

 

Osoby poświęcone Bogu

Wiem, że osoby konsekrowane są uczone, w jaki sposób rozpoznać, że dochodzi do krzywdzenia dzieci, młodzieży i osób bezradnych.  Jest to bardzo ważne. Zwłaszcza, że w tym środowisku dochodziło do przemocy seksualnej, fizycznej i psychicznej. Pamiętajmy, że kobieta również jest zdolna krzywdzić. Należy to zauważyć, przyjąć i zareagować gdy zgłaszają się dzieci, rodzice. Dlatego powtórzę, że bardzo ważna jest nauka w Ignatianum czy też prowadzona przez osoby z Centrum Ochrony Dziecka. Nie wiem, czy szkolenia organizują instytucje państwowe…

Bardzo często zapomina się, że pośród osób konsekrowanych znajdują się osoby wykorzystane w dzieciństwie, młodości. I ujawnienie się, raczej może zadać wyłącznie kolejny cios. Na własnej skórze odczułam jednak, że osoba mnie formująca nie wiedziała jak zareagować. Doznałam szoku, gdyż zrzuciła winę na mnie! Smutne jest to, że nie skierowano mnie do specjalisty. Wraz z uczeniem, jak zauważać krzywdę i chronić małoletnich, trzeba od razu uświadamiać, że pośród nas mogą być i są osoby  powołane do służby Bogu. Nie jesteśmy przekreśleni, naznaczeni jakimś znamieniem zepsucia, kimś, kogo należy wykluczyć. Fakt, że zostało się wykorzystanym seksualnie, także przez duchownego, nie przekreśla poświęcenia się Bogu.

Na pewno smuci mnie wewnętrzna walka w Kościele katolickim, gdzie toczy się bój o popularność wśród zranionych. Myślę tutaj o konkretnych kapłanach, którzy występują jako nasi obrońcy, a w gruncie rzeczy mają swoją agendę i załatwiają swoje porachunki z przełożonymi i ze środowiskiem kościelnym, albo używają naszej krzywdy, by zaistnieć publicznie jako nasi obrońcy. Mamy wystarczająco dużo własnych emocji z powodu doznanej traumy, dlatego nie potrzebujemy kolejnego ciężaru, w postaci wiedzy o wewnętrznym zamęcie i brudzie. To nie my mamy sobie poradzić z tym, co się dzieje wewnątrz instytucji.

Do niektórych przedsięwzięć  powołuje się osobę czy osoby skrzywdzone. Mam wrażenie, że nie bierze się pod uwagę ich stanu, czy podołają w grupie, gdzie docierać do nich będą trudne informacje… Z własnego doświadczenia wiem, że  trzeba najpierw mieć dobrane leki, aby później na terapii rozpocząć rozkładanie przeszłości na części pierwsze. Oczywiście, są takie osoby, które mają zapał i nadzieję, że dokonają zmian. Ten zapał jest godny podziwu, jednak problemem jest zmienność emocji. Owszem, mamy umiejętność ich ukrywania, gdy jesteśmy wśród ludzi, ale gdy wracamy do własnych czterech ścian, na nowo możemy popaść w ciemność niemającą końca. W desperacji zaczniemy dzwonić do zaufanej osoby, która nie zawsze ma czas. Czasem ratunkiem okazuje się okaleczenie własnego ciała, które się nienawidzi, które wywołuje obrzydzenie. W skrajnych przypadkach, szuka się ukojenia w próbie zabicia się w nadziei, że uda się uwolnić od tego ciągłego nawrotu wspomnień….

Więc nie twórzmy sztucznej nadziei i nie nakręcajmy ludzi za pośrednictwem mediów, że wszystko zostanie idealnie zrobione, że będą tylko idealni biskupi, kapłani i bracia zakonni, bo tak nie będzie! Cóż, tu na ziemi Kościół nie był i nie będzie idealny! Żadna instytucja nie była i nie będzie idealna! Państwo też nie zbuduje idealnego świata, nie poprawi statystyk, nie ukarze wszystkich sprawców, choćby dlatego, że wiele osób skrzywdzonych nie zgłosi się! Choć mogłoby wreszcie zrobić coś w kierunku  fachowej pomocy dla osób wykorzystanych seksualnie. To oczywiście odrębny temat, jednak bardzo mnie boli, że znam osoby wykorzystane przez świeckiego, które nie podejmują się terapii, bo nie mają za co…

Czego jeszcze potrzeba w Kościele?

Historie ludzkiej krzywdy to rzeczywistość wymagająca interwencji na wielu poziomach. Jednym z nich jest chroniczna bezczynność innych duchownych na rzecz zmniejszenia ryzyka kolejnych przestępstw, kolejnym – brak działań w kierunku edukacji wiernych. Muszę przyznać, że choć zależy mi na sprawiedliwości, to poniżające dla mnie jest, przyznanie, że jestem jedną ze skrzywdzonych! Wielu nie rozumie tego, że wspomnienia mogą wrócić po wielu latach. Że możemy toczyć wewnętrzny bój między uznaniem za prawdziwe tego, co wraca z przeszłości, a zaprzeczeniem temu wszystkiemu. Trzeba poznać skutki traumy.

Potrzeba też większego wyczulenia ze strony księży i sióstr zakonnych na osoby, które zostały we wspólnocie Kościoła i próbują znaleźć w nim swoje miejsce oraz przygotowania do duchowego prowadzenia zranionych. U mnie było tak, że wraz z krzywdą zaczęłam unikać kościoła. Mam wręcz urwany film, gdyż to co mi zrobił sprawca, miało duży wpływ na mnie. Sama wiele lat nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Boję się mszy, bo mam niestosowne skojarzenia. Mam lęk przed spowiedzią, gdyż wymaga to bycia sam na sam z kapłanem. Gdy zaczęły wracać wspomnienia odnośnie sprawcy świeckiego, wylądowałam na egzorcyzmach. Duchowni okazali się zupełnie nieprzygotowani do udzielenia wsparcia w takich przeżyciach. Ciągle wiązali moje problemy z działaniem szatana, nie uwzględniając, że te zjawiska mogą mieć inne podłoże. Ewidentnie byłam sama z tym, co wracało i męczyło. W tych zagadnieniach trzeba duchownych porządnie kształcić! Ważne jest, by księża dostrzegli, że okradziono nas z wiary, z bezpieczeństwa w relacji z Bogiem i w relacji z duchownym! Czy kapłani potrafią dostrzec i przyjąć tę osobę, która nie jest dowodem jego sukcesu, ale obrazem otchłani bez dna, nieprzebranej ciemności? Czy duchowny dostrzeże człowieka skrzywdzonego? Ciężko mi to napisać, ale… czy dostrzeże cierpiącego Boga?

 

/Tekst przesłany do Biura Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży. Zezwala się na kopiowanie w całości z podaniem źródła – ochrona.episkopat.pl/

Zobacz także