Wprowadzenie przed rozpoczęciem Drogi Krzyżowej:
Autorem rozważań tegorocznej Drogi Krzyżowej jest o. Tarsycjusz Krasucki OFM, który w młodości został skrzywdzony przez duchownego. Należy do zgromadzenia ojców franciszkanów, jest koordynatorem zakonnym Fundacji Świętego Józefa KEP.
*
Jezus wystarcza. Tam gdzie On jest nie brak niczego. Ponieważ kocha tych, w których znajduje odblask Siebie, pozostaje dla nich Wszystkim. Jest też Wszystkim w tym czasie i w wieczności.
św. Karol de Foucauld
Krzywym mieczem fałszu,
lękliwą ręką Prawdę rozpłatał,
człowiek mały, co względy i opinie
nad życie Sprawiedliwego przełożył.
„Umywam ręce, zamykam serce”
Krew Jezusa, za egoizm – zapłata.
Dziękuję Jezu za cichość pokorną
i wyrok przyjęty – cierń i rany,
Jezu kochany.
Jezu Chryste, jedyna w cierpieniu ostojo! Ty, któryś niesprawiedliwy wyrok przyjął milczeniem głębokim. Daj, prosimy, siebie dla Ciebie utracić, i nie zakrzyknąć z bólu, bo przecież jest tak trudno, gdy serce się rozrywa na widok zbrodniczej ręki, co w swej garści trzyma nikłe tchnienie duszy – zranionej okrutnie pod pozorem prawdy.
O! Miłości nieodgadniona
pocałunek na sękatej belce
i ręką przeciągasz – drzazgi badając,
i belkę z oka mojego,
i drzazgi z oka bliźniego – ukochałeś.
Cieślo zraniony…
Drewno Miłości unieść musi brzemię,
a teraz Miłość dźwiga drewno szorstkie grzechów.
Za Krew i rany
dziękuję Jezu kochany.
Boży Baranku, cichy i pokorny! Wziąłeś na Swoje ramiona, brzemię cudzej winy. Pozwól nam przyjąć krzyż na miarę Twoich planów względem naszych dusz, i złożyć pocałunek na sękatej belce – szorstkością grzechu raniącą serce bez litości – pozwól słodki Zbawicielu. Błagamy Cię Panie, udziel sił do drogi, byśmy odnaleźli w Tobie, sens życia, które nas tak boli.
Z prochu ulicznego Krwią zwilżonego
w mozole lepisz Panie,
moje życie – nowe ukochanie.
To drogi pocałunek,
na serca mojego progu potknięcie.
Mój słodki Panie,
przez Twoje w bólu leżenie
niech w serce spłynie uzdrowienie.
Najdroższy Jezu, który ciężarem drzewa zbrodni ludzkiej zostałeś przytłoczony do ziemi, pomóż nam powstać z bezsilności tego, co w głębi zranionych dusz tak w boleści leży. Wzbudź w nas wiarę, nadzieję i miłość. Miłością pokrzep osłabłe istnienie, by iść zechciało dalej przez Ciebie wytyczoną trasą – Krwią Przenajświętszą obficie skropioną.
W milczeniu – w falującej złości,
dwie oazy pokoju – woli Bożej.
Ta chwila
w przekrwionych oczu spojrzenie,
bez słowa słów Izajasza wypełnienie,
Cierpiący Sługa Jahwe i Służebnica.
Ukradkiem w zaułku uliczki,
oto adoracja Przenajświętszego,
utęskniony Syn,
któremu nic ulżyć nie można,
Fiat – niech się stanie.
Przez Serca z bólu pęknięcie,
moje uzdrowienie ze śmierci.
O Panno Maryjo, cała nadziejo nasza! Tyś ze łzami patrzyła na Oblicze Syna, tak bardzo poranione, gdy Go spotkałaś na krzyżowej drodze. Prosimy, wejdź w zaułki serc naszych i ogarnij je swoim czułym spojrzeniem. Niech zajaśnieje w nas Chrystus, pomimo mroku tego o czym zapomnieć nie możemy. Bolesna Matko uciekamy się pod Twoją opiekę. Pośredniczko nasza u Boga, wstawiaj się za nami.
Jeszcze ręce nabrzmiałe pracą na roli,
a tu w drodze do domu
nowe narzędzie na barki wtłoczono.
Szymonie! – to życiodajne drzewo
gdyś dotknął i Krwią ubrudził
na serce błogość zstąpiła,
tak gorycz w słodkość się przemienia,
wrósł korzeń w serce głęboko.
Przez Krew kapiącą na kamienny trakt
uzdrów mej wiary brak.
Pośredniku Boski, dziękujemy Ci, za rękę usłużną, co w nocy cierpienia wyciągnięta, na jasność Twojego oblicza wskazuje. Twe Serce, ranami ludzkich grzechów starte, żyje nadal pod powłoką czyjejś dobrej dłoni, która w geście ofiarnej miłości do Ciebie prowadzi po bólu dolinie. Wspomóż Chryste swoją łaską to, co w nas omdlałe. Niech w Twoim Miłosierdziu odzyskamy wiarę, że jesteś z nami.
Na spieczone, w pyle,
pośród stróżek krwi i potu,
białej chusty chłód wytchnienia – Oblicze.
Na obraz i podobieństwo stworzył go,
a w nozdrza tchnął tchnienie życia.
Z tej twarzy bólem pooranej,
tak trzeba było, byś odbił Swą jasność
na mrocznej mojego życia stronie.
Przez pot, krew i rany,
ulecz Jezu kochany.
Oblubieńcze słodki! Odciśnij na nas Twój obraz bólem poorany, ale jakże jaśniejący w prawdzie i miłości. Przyjdź o Jezu z białym płótnem łaski i niech Krew Twoja Przenajświętsza obmyje nasze dusze. Uzdrów rany co z trudem się goją. Ulecz pamięć pękniętą, która Twarz Twoją zniekształca tak bardzo. Łzę otrzyj spływającą cicho w głębiny naszych istnień.
Poczuła ziemia krwawe westchnienie,
a Ciało Pana tak ściśle przylgnęło
do brudu ulic handlarzy,
Ostatni Jesteś – wzgardzony.
To jednak cud wielki, Panie,
bo ziemia w Twych ranach
doznaje uzdrowienia.
Tak nisko chciałeś zejść w poniżeniu,
bym spaść niżej nie mógł
w grzechowym zwątpieniu.
Przez nowe stłuczenia i rany,
uzdrów mnie Jezu kochany.
Wzgardzony Mistrzu! Gdy ziemia przyjmuje Twój drugi upadek, pomóż nam powstać do nowego życia. Kiedy wnętrze rani kolec czyjejś winy. Błagamy o odwagę, by nie dać się zdeptać kłamstwem, że nic się przecież takiego nie stało. Podaj Jezu swoją dłoń mocną i łaskawą. Pozwól ujrzeć Twe święte i przeczyste Oblicze. Przytul do Serca, po drugim upadku.
Na widok takiego cierpienia łzy popłynęły.
Ten jednak zeschłymi ustami,
zgnieciony jak robak bezlitośnie,
płakać nie zabronił,
lecz łez adres zmienić kazał.
Nie nade Mną płaczcie,
lecz sobą i dziećmi swymi.
Ja sam ukochałem tę boleść
za wasze przewiny.
Popatrzcie tylko na Moje rany
i szlak z Pretorium czerwony,
tak chodźcie,
bo dobrze miłością znakowany przedwieczną.
A w ranach moich uzdrowienie…
Pasterzu zraniony! Wybacz brak łez tych, którzy płakać nad sobą już nie potrafią. Skrusz ich serca, aby podjęli pokutę za winy, co nas przygniatają. W głębi cierpienia trudno jest odnaleźć rysy Twojej świętej Twarzy. O Chryste Panie pozwól, choć na chwilę, ujrzeć blask Twych Boskich oczu, który jest ratunkiem wśród mroków zgorszenia.
Kilka kroków postąpił
i osłabł niezmiernie.
Najboleśniejszy z upadków,
jak mocno w ziemi utuleniu.
Nasz uścisk w ranach i stłuczeniu.
Lecz każda Twojej Krwi kropla
źródłem ożywczym się staje.
Ty co ledwie tchnienie wydajesz
ziemi ożywiasz martwotę.
To cud! Pod drewna ciężarem
przesączasz miłość krwawą.
Już kamień zdeptany i twardy
w ciało ukrwione zamieniasz.
Przez Krwi strugi i omdlenie
Jezu daj uzdrowienie!
Panie Jezu Chryste cierpiący w pyle ziemskiej drogi, każda kropla Twojej Krwi jest życiodajnym napojem i ożywczym źródłem na wyschniętej i spękanej ziemi naszych złamanych serc. Pozwól nam powstać z niemocy – Twoją mocą. Podaj nam Swą rękę podnieś nas.
Ostatni ze wszystkich – nagi…
Na podniesieniu świat Cię postawił
i stoisz jak Adam przed grzechem w raju,
lecz z grzechu na ciele ranami.
Oto Król – przecież nie z tej ziemi,
bo nic nie ma, tylko obelgi
i bez wstydu spojrzenia.
Ty jednak piękny i nagi jak w raju.
Na obraz Boga – sam Bóg nas odnawia.
O Jezu cierpiący, czy jest większa boleść, gdy ktoś z godności odziera? Gdy depcze brutalnie to co czyste i święte? W tym zadawaniu cierpienia ludzkiej duszy i ciału jesteś profanowany Ty, Święty Boże! Osłoń nas Swoim spojrzeniem, co podnosi ponad bezwstyd wszelki.
Już zrastasz się z drzewem z lasu ziemskiego,
powoli w bólach agonii.
I dłoń przebita, druga i stopy
– już w belkę,
co zeschła latami
życie po gwoździach wstępuje kroplami.
O, samotności przerażająca,
bólu, w szarpnięcia wywyższeniu.
Już jesteś nad ziemią Baranku Boży…
Przez nowe potoki Krwi i rany,
przez opuszczenie i mrok,
uzdrów Jezu kochany!
Boski Lekarzu, oddajemy się Tobie z ufnością. Przez to okrutne cierpienie prosimy Cię, uzdrawiaj nasze połamane życie. Przebacz także tym, którzy przez błędnie pojmowane dobro Kościoła krzyżują nieustannie tych, którzy w młodości zostali już uśmierceni.
Na ciele ogień piekący,
gardło, usta jak skorupa – brak oddechu.
O Jezu, co szepczesz ostatnim wydechem?
Miłości, Miłości, Miłości…
Miłości pragnę, a nie całopaleń…
„Oto wykonało się”
jeszcze tylko człowiek upewnia się
i serce otwiera żelazem.
Stworzenie świata skończone,
czas spocząć po wielkim trudzie…
O, Ciało Najświętsze
przez twe wyniszczenie,
daj uzdrowienie.
Baranku Boży, wykonało się! Twoje serce zostało otwarte włócznią, a Twoja Krew i Woda przelane na obmycie naszych ran. Dzięki Ci Panie za Twoje życie, które oddałeś za nas. Ukaż nam Swoje Oblicze w ciszy bolesnej ukryte. Maryjo, któraś wiernie stała pod Krzyżem, przyczyń się za nami.
Ciało Syna odmienione
przytuliła Matka,
a łzy kapały na zranioną głowę.
Ona spośród ran i sińców
ciągle widzi piękno dziecka,
choć w torturach świat uczynił
niepodobnym do ludzkiego syna.
Miłość rozpoznaje jednak zawsze
poprzez mury, ściany, kraty,
przez grzechowe odmienienia.
Miłość łzami do prawdy dociera…
Przez łzę przeczystą i zranione Serce,
przez Oblicze zniszczone,
Jezu obmyj rany grzechowe.
Synu Człowieczy, Twoje umęczone Ciało spoczywa w ramionach Matki. Ona trwając tak w bolesnej ciszy nie zapomina o posłudze tak niezbędnej, jak obmycie z krwi i namaszczenie poranionego ciała. Maryjo ucz współczesnych rodziców, wychowawców właściwej reakcji w obliczu krzywdy. Jak bardzo bolesne jest odrzucenie przez najbliższych…
Na skalnej półce nowego grobu,
w całun zawinięte Ciało
położono – smutek, strach i zawód.
Potem kamień zatoczono i koniec.
Lecz grób ten nie kosztował rozkładu,
a blask przeniknął od głębi – do nieba.
Ta śmierć i pogrzeb to odpoczynek.
Na Ciele obumarłym
do życia nas wyniosłeś,
na wieki pieczęcie Królewskiej Miłości
na dłoniach, stopach i boku.
Te rany – Jezu kochany.
Życie i Zmartwychwstanie nasze, Ty poprzez Wcielenie zjednoczyłeś się z każdym człowiekiem, a poprzez swoją mękę i śmierć poznałeś bolesne losy każdej i każdego z nas. Pomóż nam cierpliwie iść za Tobą każdego dnia, abyśmy razem z Tobą powstawali do nowego życia.
*
Mówimy, że kochamy zbyt mało. Jakże to prawdziwe! Nigdy nie będziemy kochać jak należy, jednak dobry Bóg, który wie z jakiej ulepił nas gliny, i kocha nas bardziej niż matka swe dziecko, powiedział – a On nie kłamie – że nie odrzuci tych, którzy do Niego przychodzą.
św. Karol de Foucauld