Homilia – J 15, 9-17 (Bp Damian Muskus)

  • Do pobrania:

Wytrwajcie w miłości

W dzień modlitwy i postu za grzechy wykorzystywania seksualnego osób małoletnich Kościół czyta fragment pożegnalnej mowy Jezusa. W poruszających słowach Nauczyciel wyraża prawdę, która winna być fundamentem Wspólnoty Jego uczniów i zasadą ich postępowania: Bóg nas ukochał i pragnie, byśmy Jego miłością żyli i dzielili się nią wzajemnie. Nowe przykazanie, sformułowane przez Zbawiciela, uświadamia nam, że to nie my stanowimy kryterium tej miłości, nie my ustalamy jej skalę, ale Bóg: „abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”.

Czy taka miłość po ludzku jest w ogóle możliwa? Czy jest na świecie choć jeden człowiek, który potrafi tak kochać, jak Pan oczekuje tego od nas? Czy Chrystus nie stawia nam zbyt wielkich wymagań? Owszem, taka miłość jest ponad ludzkie siły. Jednak doświadczenie bycia kochanym przez Boga zmienia wszystko. Przyjmując Jego miłość, stajemy się jej uczestnikami. Ta miłość jest źródłem i siłą naszego życia.

W Kościele o miłości mówi się dużo. To naturalne, bo przecież miłość jest jego fundamentem i winna być główną siłą poruszającą tę Wspólnotę. A jednak niektórzy powiedzą, że wielkich słów pada zbyt wiele w stosunku do tego, jak one są wprowadzane w życie. Ileż ambon zamilkłoby, gdyby zasadą głoszenia były najpierw czyny, a potem deklaracje? Jesteśmy dziś rozliczani z pustosłowia i hipokryzji, z nauczania, które jest jak cymbał brzmiący, bo często za pięknymi słowami nie idą ewangeliczne postawy i konkretne czyny. Przekonujemy się o tym za każdym razem, gdy osoba zraniona puka do naszych drzwi w poszukiwaniu sprawiedliwości i ukojenia cierpienia, i odchodzi niewysłuchana, często zlekceważona, dotknięta obojętnością. Obojętność na krzywdę nie jest ani łatwym, ani neutralnym doświadczeniem. Może być odebrana jako nowa forma przemocy, zostawiająca trudne do zabliźnienia rany. Niestety, zadają je nie tylko duchowni, choć ich wina woła o pomstę do nieba. Takie rany zadawane są również w domach rodzinnych, w środowiskach życia, wszędzie tam, gdzie brakuje chęci wysłuchania, zrozumienia i okazania empatii płaczącym. Każda taka sytuacja jest bolesnym testem z miłości. Zbyt często nie jest to egzamin zdany pomyślnie.

Nie ma dla takich postaw usprawiedliwienia. Nikt nie może powiedzieć: nie wiedziałem, jak się zachować. W dzisiejszej Ewangelii słyszymy przecież, jak należy postępować. „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję” – mówi Jezus. Przyjacielem Boga nie jest ten, kto pięknie opowiada o miłości, ani tym bardziej ten, kto głoszenia Ewangelii nie potrafi łączyć z życiem według jej zasad. Przyjaciel Boga to ten, kto niesie pomoc, nie zamyka oczu na cierpienie bliźniego, nie zatyka uszu na jego wołanie.

Mianem Jego przyjaciół możemy się nazywać tyko wtedy, gdy naprawdę kochamy – taką miłością, która nie szuka swego, nie myśli o własnym komforcie i bezpieczeństwie, nie lęka się prawdy, nie zasłania się procedurami i strukturami. To miłość o zasięgu bez granic, ogarniająca wszystkich, zwłaszcza tych, którzy są słabi i bezbronni, często czują się osamotnieni w swojej krzywdzie, a nawet nazywani wrogami i oskarżani o próby rozbicia Kościoła czy podważania jego autorytetu. Miłość zawsze jest tam, gdzie cierpi człowiek, bo jest najlepszym lekarstwem na bolące rany.

Pan woła dziś do zranionych w Kościele: „Wytrwajcie w miłości mojej”. Być w Kościele, tęsknić do Jezusa i żyć Ewangelią pomimo doświadczonej krzywdy – oto heroizm miłości. Iluż letnich katolików mogłoby czerpać wzór z tych, którzy zostali zranieni i swoje cierpienia przybijają do krzyża Jezusa? Iluż spośród tych, którzy nazywają się uczniami Pana, mogłoby uczyć się Ewangelii od ludzi skrzywdzonych, którzy walczą o prawdę, choć wspólnota nie okazuje im solidarności i zrozumienia, nie wspiera, a nawet nie chce ich wysłuchać? Kto jest bliżej Jezusa? Oni – złaknieni sprawiedliwości, szukający pokoju, wołający o miłość? Czy ci, którzy są syci i tak pewni swoich racji, że przestają dostrzegać i słyszeć samego Boga, dopominającego się o solidarność z cierpiącymi?

Pan woła dziś: „Wytrwajcie z miłości mojej” także do tych wszystkich ludzi dobrej woli, którzy w Jego imię stają po stronie skrzywdzonych. Woła do tych, dla których towarzyszenie zranionym jest ludzką powinnością i obowiązkiem podejmowanym z miłości. Nie zapominajmy, że ci, którzy okazują solidarność z odrzuconymi, często dzielą z nimi ten sam los: niezrozumienia, obojętności, oskarżeń.

„Wytrwajcie w miłości mojej” – prosi Jezus wszystkich, którzy odważnie wołają o prawdę i z determinacją wspierają skrzywdzonych: w fundacjach i centrach naukowych, we wspólnotach parafialnych, w domach rodzinnych, w szkołach i środowiskach pracy, w mediach, w Kościele i społeczeństwie. Prosi o to tych, którzy swoje kompetencje i eksperckie doświadczenia wprzęgli w posługę zranionym wykorzystaniem seksualnym, w leczenie ich krzywd i zapobieganie kolejnym, w prewencję i cierpliwe uświadamianie społeczeństwa o tym, jak wielkim przestępstwem jest wykorzystanie seksualne i jak dewastujące skutki niesie w życiu zranionych nim ludzi.

Pan dziś prosi o wytrwanie także tych, którzy w prostocie współczującego serca towarzyszą pokrzywdzonym swoimi modlitwami, obecnością, ofiarowaną przyjaźnią. Wytrwajcie, choć oskarżają was o działanie na szkodę Kościoła. Wytrwajcie, choć podważają waszą wiarygodność. Wytrwajcie, choć próbują bagatelizować rozmiary krzywd. Wytrwajcie w miłości.

Uczyńmy wszystko, by Kościół na nowo stał się miejscem głoszenia czystej Ewangelii i życia nią na co dzień; miejscem wolnym od przestępstwa i ludzkiej niegodziwości; przyjaznym i bezpiecznym domem dla wszystkich, a zwłaszcza dla tych, którzy wcześniej zostali w nim okrutnie skrzywdzeni. Uczyńmy wszystko, by słowo Kościół nie kojarzyło się ze skandalami, lecz z przyjazną wspólnotą, ukazującą światu oblicze miłosiernego i kochającego Ojca.

Data wpisu: 2022-02-01
Kategorie: Homilie, LITURGIA